22.10 - sobota - drugi dzień rajdu

Drugi dzień rajdu rozpoczynamy przy nadziei, że nasza karetka przespała parę godzin i parę niemiłych niespodzianek, które nam wczoraj wywinęła. Zaczynamy więc dzień od pieszczot – sprawdzenie poziomu wszystkich płynów, ciśnienie w kołach, oczyszczenie szyb, odhaczenie na nadwoziu przejechanych krajów – na razie Węgry i Słowenia. Polonez rusza na nowy etap żwawo i z uśmiechem. Radość jednak, jak zwykle w tym rajdzie, trwa krótko.

Nie marudzi Polonez, ale nawigacja ostrzega, że na oficjalnej trasie rajdu przez Włochy, obok jeziora Garda, stoi potężny korek. Połączone siły nawigacji i moich papierowych map sugerują, że trzeba wybrać objazd. Zjeżdżamy z w boczną drogę i przejeżdżamy przez miasto Mantova. Uważnie obserwuję przechodniów, bo właśnie w Mantowie, w moich dakarowych czasach, mieszkał Roberto Prati – włoski rajdowiec i podróżnik, który wtedy namówił polską fabrykę w Jelczu na start w rajdzie Paryż – Dakar, a sam był pierwszym kierowcą tego zespołu. Jelcz na Saharze nie odniósł sukcesu, ale na pustyni zaprzyjaźniłem się z Włochem bardzo. Bywałem u niego w Mantowie, bo na następny Rajd Rzym – Syberia – Magadan pojechałem w jednej załodze właśnie z nim. Radziecką, montowaną we Włoszech Ładą Niwą. Fascynująca wyprawa. Teraz rozglądam się po po ulicach Mantowy, bo od wielu lat szukam do Roberta kontaktu. Podobno mieszka w innym mieście. Internet jest bezsilny.  Obserwacja ulic w Mantowie też. Objazd bocznymi drogami okazuje się skuteczny – w dobrym miejscu wracamy na trasę.

   Po paru godzinach piękny i radosny widok – w okolicy Genui dojeżdżamy na brzeg Morza Śródziemnego . Skręcamy w prawo w kierunku Francji, Hiszpanii i Gibraltaru. Po drodze rajdowa stolica świata Monte Carlo. Sam jako zawodnik i dziennikarz byłem tu nieskończoną ilość razy. Ale chcemy pokazać Polonezowi kawałek wielkiego, luksusowego samochodowego świata. Stajemy sekundę na linii startu legendarnego wyścigu Formuły 1 w centrum Monte Carlo. W tym małym przecież miasteczku nie ma żadnego toru wyścigowego. Formuła 1 jeździ po prostu (z wariackim szybkościami) po uliczkach tego miasta. Typowy tor uliczny. Nieskończenie tańszy niż budowa obiektu od zera. Bliźniaczy wyścig miał być kiedyś we… Wrocławiu (Ciekawy układ historycznych , poniemieckich ulic.) Projekt spodobał się na całym świecie. Był nagradzany. Umarł gdzieś w szufladach. Wracamy na trasę. Polonezowi w Monte Carlo chyba się podobało, bo do wieczora nie marudzi.