Ale o co chodzi?

Nikt z nas raczej nie wierzy w przeznaczenie dusz, w specyficzne położenie gwiazd w dniu urodzin czy numery którymi się otaczamy. Jakimś cudem jednak (jakim?) - liczymy na to, że dowiemy się tego podczas wyprawy - los połączył naszą trójkę: gościa, którego swędzą pośladki, gdy za długo zajmuje się jedną rzeczą i tego drugiego, co zamiast powiedzieć "to weź się podrap", zadzwonił po trzeciego.
Ale który jest który?!
Nieważne:)
Z tej strony Marek, Julian i Mateusz. Znani w półświatku jako Maro, Obrocki i Sztrucel.
Najprościej byłoby napisać, że naszym wspólnym mianownikiem jest motoryzacja. Ale takie hasło (choć prawdziwe) zostało już zdarte w internecie do bólu...
Nasz wspólny mianownik to komplikowanie sobie życia poprzez wyznaczanie absurdalnych celów i osiąganie ich w standardowym, nie do końca przemyślanym ale efektownym druciarskim stylu.
Gdy Julian startował w 1988 roku Starem 266 w rajdzie Paryż-Dakar to my mieliśmy raptem rok, gdy stawialiśmy pierwsze kroki to on przemierzał Saharę - choć na chwilę wyrywając się z szarej Polski Ludowej.
I nie wiemy co jest bardziej zadziwiające, podstarzały pilot rajdowy który zgodził się wystartować ponownie sprzętem którego konstrukcja pamięta nawet jego rodziców, czy tych dwóch durni, którzy zamiast korzystać z dobrodziejstw wolnego rynku, kupili na przetargu kolejnego w swoim życiu Poloneza i postanowili przejechać nim Afrykę.
Gdyby profesjonalny zespół rajdowy zaproponował nam start w rajdzie to na pytanie - co może pójść nie tak? - mielibyśmy w sekundę odpowiedź - wszystko!
Co może pójść nie tak w amatorskiej inicjatywie, w polonezie za 416 złotych, na trasie Budapest-Bamako? Niewiadomo, zapraszamy do naszej opowieści.