8.11 - wtorek - dziewiętnasty dzień rajdu - meta
Dzisiaj nie ma już żadnego poważnego rajdowania. Tylko godzinkę przejazdu w trybie paradnym z ostatniego obozu pod miastem do centrum Freetown. Dobrze, że w nocy nie padało i podeschły poprane na chybcika ciuchy. A ich stan po prawie trzech tygodniach dzikiego życia na pustyni i częstego pod samochodem, absolutnie wykluczał pojawienie się w nich na końcowych uroczystościach. Wczoraj posortowaliśmy resztę rzeczy charytatywnych, które mamy jeszcze do przekazania najbiedniejszym uczniom w najbliższej okolicy. O rajdzie już głośno w całym Freetown.
Ułatwia nam to  ustalenie, gdzie najbliżej jest odpowiednie miejsce, w którym możemy spotkać dzieci rzeczywiście pochodzące ze środowisk najbiedniejszych. Mamy dane o miejscu, gdzie taka pomoc będzie absolutnie dobrze wykorzystana. To sierociniec. W dodatku na trasie dojazdu do mety. Jest więc szansa, że zdążymy to dostarczyć przed metą, a jeśli korki to uniemożliwią, to po mecie też nie jest daleko. Wyruszamy więc trochę wcześniej niż inni, żeby po drodze tam wstąpić. I to z zaskoczenia, bo nie jesteśmy umówieni. Obiekt ogromny, otoczony murem, żeby nieodpowiedni ludzie tu nie zaglądali. Na bramie konsternacja, ale po chwili odpowiednia pani wysłuchuje naszej opowieści o chęci obdarowania dzieci ze zdumieniem ogromnym. Wjeżdżamy w środek obiektu. Ogromnego, składającego się z wielu budynków. Schodzą się nauczyciele. Rozmiar naszych pudeł z darami robi na nich wrażenia. Przychodzą dzieci. Takie pierwszaki. Wręczanie miśków czy kredek wprawia ich w radość ogromną. Na koniec wrocławski krasnal do pokoju nauczycielskiego.
  Ruszamy dalej, bo za chwilę meta. Bardzo nawiązująca do historycznej tradycji starego, klasycznego, afrykańskiego Dakaru, a więc na pięknej plaży Oceanu Atlantyckiego. Na dojeździe przez wiele kilometrów szpaler wiwatujących kibiców. Z gorącym, afrykańskim temperamentem – cały czas witając rajd śpiewem, tańcem i i odpowiednim do radości wrzaskiem.
  Wreszcie widać linię i bramę mety. Polonez czuje podniosłą atmosferę tej chwili – nie szarpie, nie gaśnie, nie marudzi, tylko z odpowiednim fasonem na metę wjeżdża. Udało się!! Wszyscy w trójkę, bo nie tylko my dwaj, ale i Polonez, który nas tu przywiózł i stał się członkiem załogi, jesteśmy na tej mecie zadowoleni, dumni i szczęśliwi.
  Nie byÅ‚o to caÅ‚kiem roztropne przedsiÄ™wziÄ™cie. Stary Polonez z napÄ™dem tylko na dwa kola byÅ‚ sensacjÄ… rajdu i wzbudzaÅ‚ zainteresowanie powszechne. Dużo wiÄ™ksze, niż sto razy (!) droższe współczesne auta terenowe z napÄ™dem na cztery kola, które dominujÄ…co  w tej imprezie uczestniczyÅ‚y. Polonez stal siÄ™ maskotkÄ… rajdu. Fotografowany na caÅ‚ej trasie tysiÄ…ce razy. O zdrowie nowych terenówek nikt siÄ™ nie pytaÅ‚. O zdrowie Poloneza wszyscy.  Â
  Okazało się, że pod względem zdrowotnym koszmarne saharyjskie upały Polonez zniósł całkiem dobrze. Owszem, w tropikalnym słońcu i morderczych tutejszych temperaturach było mu za gorąco i parę razy musiał chwilę odpocząć, bo układ chłodzenia nie wyrabiał, ale nie były to sytuacje częste i po kilku minutach i łyku wody do chłodnicy dzielnie jechał dalej. Kłopoty z układem paliwowym też nie były poważną, śmiertelną awarią, a wynikały z jakości, czy raczej braku jakości dostępnego tu paliwa. W sumie Polonez pokonał Saharę i okazał się niezłym twardzielem. Dziękujemy.
  Wieczorem uroczystość rozdania nagród. W miejscu może nie luksusowym, bo w tych okolicznościach saharyjskiej i afrykańskiej przyrody byłoby to chyba dysonansem, ale w naturalnym miejscu przy atlantyckiej plaży i lokalnej muzyce na żywo. Absolutnie nie widzę uzasadnienia dla podawania szczegółowych wyników, kto w jakiej kategorii najszybciej po wydmach śmigał. Dyplomy dostali absolutnie wszyscy, którzy w malutkich łupinach swoich samochodów ten bezkresny ocean piasku pokonali. Na tej mecie zwycięzcami byli wszyscy i z tego zwycięstwa nie tylko nad pustynią, ale nad własnymi słabościami cieszyli się jednakowo. My, bo widziano nas wszędzie ciagle biegających z aparatami i kamerą, dostaliśmy dodatkowo nagrodę specjalną za największą medialność, a fakt, że w połowie rajdu, przy prawie nieistniejącym internecie, zrobiliśmy telewizyjną relacje dla Faktów TVN, czyli dla światowego potentata Discovery, był tu znany i uznany.
  To koÅ„cowe uznanie należy siÄ™ nie tylko Polonezwi i zaÅ‚odze, ale tym wszystkim, którzy nam w przygotowaniach w Polsce pomagali. WiedzÄ…, sercem i wszelkim wsparciem sÅ‚użyli. DZIĘKUJEMY!!! Â
Â
Â
Â
Â